W sprawie Czeczenii

List wystosowany do Red. Tomasza Wołka - Redaktora Naczelnego "Życia" w dniu 10 stycznia 2000 roku

 

Warszawa, dnia 10 stycznia 2000 roku.

Szanowny Pan
Tomasz Wołek
Redaktor Naczelny „Życie"

Szanowny Panie Redaktorze!

Znając Pańskie osobiste zaangażowanie w sprawę pomocy dla Czeczenii z pewnym zdumieniem odbieram pojawiające się co pewien czas na łamach Pańskiej gazety dysonanse związane z tym problemem.

I tak „Życie" z 27 grudnia 1999 roku w artykule „Czeczeni przeciw Czeczenom" pisze „...W Groznym według różnych szacunków przebywa jeszcze od 1500 do 5000 czeczeńskich rebeliantów..." i dalej „...Na razie Czeczeni dzień i noc siedzą w piwnicach zrujnowanych domów. - Boją się wyjść. Pojawiły się informacje, że rebelianci strzelają im w plecy. Nie wykluczamy, że ludzie ci mogą być wykorzystywani jako żywe tarcze - mówił wczoraj Nikołaj Koszman, rosyjski wysłannik do Czeczenii..."

Ludzie, którzy odbudowali swe domy po zniszczeniach poprzedniej wojny, którzy usiłowali odbudować kraj i układać sobie życie, a teraz zostali wygnani lub ponoszą śmierć od bomb to rebelianci, natomiast Nikołaj Koszman rosyjski wysłannik do Czeczenii (W jakim charakterze? W mundurze z kałaszem czy bez, z pokładu helikoptera ostrzeliwującego ludność czy na konferencji zorganizowanej przez biuro prasowe w sztabie?) to postać znana i obdarzona takim międzynarodowym autorytetem, że pogłoska, którą przedstawia godna jest odnotowania w „Życiu". Polscy rebelianci z powstania warszawskiego i oczywiście „żołnierze wyklęci" podnoszący rebelię przeciw PRL to inne przykłady użycia słowa rebelia. Wtedy używano również terminu „bandyci". Dziś Rosjanie o czeczeńskich bojownikach mówią „bandyci", „terroryści". Czy i te terminy mogą zostać użyte bez komentarza.

Druga sprawa to relacja Haralda Kittela i JK z Konferencji prasowej z udziałem Czeczeńskich parlamentarzystów organizowanej przez Koło Parlamentarne ROP w Sejmie w dniu 7 stycznia br. zamieszczona w artykule „Wytrwaj Czeczenio" w „Życiu" z 8-9.01.br. Stwierdzenie, że deputowani „mówili wczoraj w Sejmie" jest dość bałamutne, gdyż mogło to sugerować, że miało to miejsce na posiedzeniu plenarnym Sejmu, bądź na posiedzeniu którejś z komisji (akt polityczny). Niestety nie, do takiego „skandalu" nie doszło, a miejscem wystąpienia parlamentarzystów czeczeńskich była konferencja prasowa ROP i chyba tylko niechęci do ROP można przypisać nieprecyzyjność informacji, ale mniejsza z tym. Nie każdy musi lubić ROP i tego rodzaju drobna manipulacja nie ma znaczenia w porównaniu z wagą podnoszonego przez Czeczenów problemu. To nie anonimowi deputowani czeczeńscy tylko wiceprzewodniczący Parlamentu Czeczeńskiego Sejłam Beszajew i przewodniczący parlamentarnej Komisji Finansów Turpał-Ali Kaimow stwierdzili, że porwane w Dagestanie Polki znajdują się w rękach strony Czeczeńskiej, że są wolne i apelowali do międzynarodowych organizacji humanitarnych takich jak Czerwony Krzyż, Amnesty International i Lekarze bez Granic o podjęcie działań mających na celu przejęcie i bezpieczne przetransportowanie Polek do kraju. Ten prosty apel weryfikujący dobrą wolę Czeczenów i sprawdzający ją u Rosjan został w relacji całkowicie pominięty. Rosjanie bardzo nie lubią, by ktokolwiek z zewnątrz oglądał co naprawdę dzieje się w Czeczenii. Postanowiono za to zweryfikować prawdomówność parlamentarzystów czeczeńskich. Rzecznik MSZ Paweł Dobrowolski nie potwierdził informacji o porwanych Polkach i jeśli chodziło o uzyskanie takiego sformułowania to nie trzeba było się fatygować do MSZ, bo na miejscu było wiele osób, które by tej informacji też nie były w stanie potwierdzić.

Czy panowie redaktorzy wyobrazili sobie, że Rzecznik MSZ otworzy serce i powie: „Tak panowie, utrzymujemy stosunki z Czeczenią i wszystko to jest szczera prawda". Każdy ma określony zakres zadań kompetencji i wolności, którą dysponuje. Akurat tak się składa, że MSZ jest oficjalnym reprezentantem polskiej polityki międzynarodowej, utrzymuje kontakty z oficjalnymi władzami Rosji, stamtąd też czerpie informacje i fakt, że godnie reprezentowało stanowisko Polski na konferencji w Stambule, to chwała mu za to. Nie próbujmy stawiać ministerstwa pod ścianę i wbijać klin pomiędzy Czeczeńców, polski rząd, i polskich parlamentarzystów. Szkoda wysiłku, bo tym i tak zajmuje się FSB (Federalna Służba Bezpieczeństwa) Rosji, dawniej po prostu KGB. Obiektywnie można stwierdzić, że podejmowane przez MSZ oficjalne działania niezależnie od wkładanego wysiłku okazały się nie efektywne, że od pewnego czasu nie otrzymujemy od strony rosyjskiej żadnych informacji o sytuacji Polek i że w związku z tym informacje przekazane przez parlamentarzystów czeczeńskich są na tyle wiarygodne, że w żadnym wypadku nic nie stoi na przeszkodzie by zaapelować np. do Czerwonego Krzyża, instytucji w tym celu powołanej, o włączenie się w akcję uwolnienia Polek. Pominięcie tej sprawy w relacji z konferencji prasowej jest dla mnie niezrozumiałe.

Wreszcie trzecia kwestia to artykuł Bertolda Kittela „Wiele miłości, dużo ostrożności" w „Życiu" z 8-9.01.br. Otóż dowiadujemy się z niego, że w Baku istnieje grupa wpływowych Czeczenów i Arabów, która robi ogromne interesy na przemycie broni i narkotyków poruszając się po świecie prywatnymi odrzutowcami. W skład tej grupy wchodzi również Polak, jeden z najbliższych współpracowników stojącego na czele grupy Czeczena. Polak ten nawet niedawno przyjechał do Polski i kontaktował się z MSZ w sprawie uwolnienia Polek, czym bardzo zaszkodził. Dlaczego zaszkodził, czym zaszkodził tego się nie dowiemy. Nie dowiemy się również jak ten Polak nazywa się i kto wchodzi w skład strasznej czeczeńskiej mafii. Wszystko anonimowo, mógłby być przecież proces o zniesławienie, ale tu anonimowość się kończy, bo właśnie z tego oto powodu Ali Ramzan Ampoukajew, mimo pośrednictwa senatora Zbigniewa Romaszewskiego, nie uzyskał prawa stałego pobytu w Polsce, a jedynie zezwolenie na pobyt czasowy na okres trzech miesięcy. Tak się stało, ponieważ polskie służby specjalne mają informacje, że „...niektórzy z przedstawicieli Czeczenii mogą być powiązani ze światem przestępczym...". Do tego żeby napisać, że „niektórzy mogą" nie potrzeba ani informacji, ani służb specjalnych. Ja osobiście dopuszczałbym, że niektórzy mogą być agentami FSB, CIA, a ponadto chorować na AIDS, czego nikt przy zdrowych zmysłach zdementować też nie może. Natomiast związek tych spekulacji ze sprawą pana Ampoukajewa wydaje się delikatnie mówiąc luźny i pachnie insynuacją. Na dodatek trudno z artykułu ustalić kim byli anonimowi informatorzy dziennikarza, przedstawicielami służb specjalnych, MSW, przypadkowo spotkanymi Polakami, czy po prostu agentami wpływu FSB.

  1. Pan Ampoukajew w latach 1995 - 1997 podczas pierwszej wojny czeczeńskiej przebywał na terenie Polski, reprezentował Czeczenię, działał na rzecz poparcia przez Polaków narodu Czeczeńskiego i oddanie służył swojemu narodowi. W tych warunkach zamiast opluwać go anonimowo, należałoby uczciwie przedstawić zarzuty i umożliwić mu ustosunkowanie się do nich.
    Ponadto nie wiem jak autor artykułu, czy też jego informatorzy wyobrażają sobie sprawę pobytu Ampoukajewa w Polsce. Czy sądzą, że po upływie kolejnych trzech miesięcy należy go przekazać Rosjanom. Innych możliwości nie ma. Sądzę, że ociepliłoby to chłodne dotąd stosunki polsko - rosyjskie, ale ten sposób zostawmy może innej koalicji.
  2. Informuję, ze w Czeczenii trwa wojna, Czeczeni strzelają, a więc otrzymują skądś broń i amunicję. Zapewne bezpieczniej byłoby wyrzynać bezbronnych Czeczenów. Nie neguję prawa rządu polskiego do utrzymywania zaangażowania polskiego w sprawy Czeczenii w rozsądnych granicach. Natomiast sprawa działającej w Baku mafii czeczeńskiej, przemycającej broń, to raczej sprawa Rządu Azerbejdżanu i przede wszystkim FSB, a nie polskiego dziennikarza.
  3. Współpraca z resortem spraw wewnętrznych, w szczególności z ministrem Markiem Biernackim układa mi się bardzo dobrze i byłbym przykro zaskoczony, gdyby rewelacje przedstawione przez p. redaktora Bertolda Kittela były opiniami resortu. Rozmawiałem na temat prawa pobytu Ampoukajewa w Polsce z ministrem Biernackim i ani pan minister, ani nikt z jego urzędników nie przedstawił mi sugestii zawartych w artykule pana Kittela, mimo iż dysponuję certyfikatem dającym mi dostęp do informacji o najwyższej klauzuli tajności. W tej sytuacji nie informowanie uprawnionego i zainteresowanego senatora, a za to przekazywanie tych informacji dziennikarzowi celem publicznego rozpowszechnienia uważałbym za szczyt anarchii. Tak źle chyba nie jest i wszystkie przytoczone informacje są po prostu plotkami, które zapewne bez złej woli powtarzających inspirowane były przez FSB.
  4. Moja rozmowa z panem Kittelem, poza sprawą pana Ampoukajewa, dotyczyła również uchodźców czeczeńskich w Polsce, a w szczególności 12 osób, które obecnie są pod opieką pana Witolda Michałowskiego i przebywają w jego domu. Jednak ani los tej dwunastki ani innych uchodźców również warunki w których docierają oni do Polski (patrz „Rzeczpospolita" 24 - 26 grudnia 1999 roku „Szlaban dla Czeczenów") nie wzbudziły w Redaktorze większego zainteresowania.

Chciałbym na koniec zauważyć, że nikogo jakoś nie niepokoi mafia rosyjska, która dysponuje miliardami dolarów na kontach Banku Nowojorskiego, która urządza sobie sylwestry w Hotelu Victoria w Warszawie, natomiast zagrożeniem dla państwa polskiego są wynędzniali, wymęczeni uchodźcy z Czeczenii, spośród których niektórzy „mogą być powiązani ze światem przestępczym". Wydawało mi się, że i hipokryzja musi mieć jednak jakieś granice.

Nie podejrzewam nikogo o złą wolę. Sądzę, że zawiniła tu raczej rządzą sensacji niedoświadczenie dziennikarza i zwykła głupota jego informatorów, ale musimy zdawać sobie sprawę, że układa się to dokładnie w schemat polityki dezinformacyjnej FSB, która i tak święci wielkie sukcesy w mediach zachodnich. Rozbijanie środowisk, dezawuowanie najbardziej aktywnych działaczy, izolowanie środowisk i ludzi, kształtowanie języka itd. itd. to działania teoretycznie znane wszystkim z opracowań dotyczących KGB, jednakże ludziom, szczególnie młodym, mimo wszystko trudno sobie wyobrazić, że oto oni sami w konkretnej sytuacji są przedmiotem takiej manipulacji. Dlatego też powinni bardzo dobrze pamiętać, że nie zawsze się mówi co się wie, ale trzeba zawsze wiedzieć co się mówi.

Szanowny Panie Redaktorze, wiem że napisałem bardzo ostro, może czasem niesprawiedliwie, a z całą pewnością za długo. Jednakże uważam, że w obrazie problemu czeczeńskiego jest tyle niejasności i niedopowiedzeń, że pewne sprawy należałoby jednak wyjaśnić, aby przełamać niezdrową atmosferę, a to wymaga miejsca. Czynię to nie po to aby dotknąć Pana, bądź Pańskich współpracowników, ale po to aby ustrzec „Życie" od uczestnictwa w medialnym chórze dyrygowanym z Moskwy.

Łączę wyrazy szacunku
Zbigniew Romaszewski